Mając daleko za sobą czasy podstawówki, gimnazjum i liceum, czasami zastanawiam się, które z przedmiotów i omawianych w ich ramach zagadnień rzeczywiście przydały mi się w dorosłym życiu. Zawsze byłam humanistką i wszelkie nauki ścisłe przyprawiały mnie o mdłości. Do końca życia będę wdzięczna losowi za to, że rzutem na taśmę uniknęłam obowiązkowej matmy na maturze. Po latach stwierdzam jednak, że ani królowa nauk, ani też fizyka, chemia, czy inne tego typu przedmioty jak dotąd nie były mi szczególnie potrzebne. Ze szkolnej ławy nie wyniosłam za to żadnej wiedzy o biznesie, budowaniu relacji, czy rozwiązywaniu konfliktów. Nie nauczyłam się też innych rzeczy, które znacznie bardziej przydałyby mi się w życiu. Dziś, gdybym miała jakikolwiek wpływ na polskie szkolnictwo na pierwszym miejscu zaproponowałabym przedmiot, z którego z pewnością skorzystałby każdy uczeń – asertywność.

Czym jest asertywność wie chyba każdy. W wielkim skrócie pojęcie to wiąże się z umiejętnością odmawiania, wyrażania własnych poglądów, stawiania własnych granic i realizowania osobistych potrzeb bez krzywdzenia drugiej osoby. I w życiu przydaje się ona każdemu z nas sto razy bardziej, niż pierwiastkowanie. O tym dość dosadnie przekonałam się w czasie studiów…

Tak się utarło, że na większości uczelni w naszym kraju wykłady są nieobowiązkowe. Można chodzić systematycznie, można zajrzeć raz, ale równie dobrze można nigdy się na nich nie pojawić i nie ma z tego tytułu każdych konsekwencji. Psikus polega na tym, że z tych nieobowiązkowych przedmiotów zwykle piszę się egzaminy. A to przed sesją oznacza istny sajgon! Studenci bardziej przytomni, którzy zachowali resztki pokory zwykle na ostatnią chwile postanawiają zdobyć notatki. Może nie jakieś dokładne, ważne żeby dowiedzieć się cokolwiek. Inni przed samym egzaminem podsłuchają to tu to tam i zawsze wyłapią jakieś nowinki, które mogą pojawić się na teście. Są jeszcze tacy, którzy kompletnie nie mają zamiaru się przejmować. Nie kserują notatek, nie podsłuchują rozmów, ba nawet nie czytają pytań na egzaminie! Wykorzystują za to wrodzony spryt i nieustający urok osobisty, sadzając swój leniwy tyłek obok zawsze przygotowanego kumpla z roku i uśmiechają się do niego rozczulająco. Potem kilka zwinnych ruchów, trochę gimnastyki szyi, kilka spojrzeń kota ze Shreka i voilà, egzamin zaliczony!

A “pokrzywdzony”? No cóż, jego życie nie jest tak ekscytujące. Zaczyna uczyć się  tydzień przed egzaminem, powtarza do znudzenia i na każdą propozycję wspólnego wyjścia odpowiada, że nie może, bo ostro zakuwa. Potem powtarza jeszcze w drodze na uczelnie. I przed wejściem do sali. Po otwarciu drzwi zajmuje wygodne miejsce, ze stresu zapominając wszystkiego, co tak usilnie wkuwał przed chwilą. Z wizji wpisanej do indeksu dwói wyrywa go pasożyt. Dosiada się obok i spokojnie wyciąga długopis. Nie stresuje się i pewnie nawet nie co w tej chwili przeżywa jego sąsiad. Wybija godzina zero. Pasożyt niezwykle się uaktywnia, przez cały egzamin szturcha, podgląda i szepcze. Błagalnie prosi o pomoc. Gdy wszystkie techniki zawodzą obiecuje, że po wyjściu z sali postawi kawę. Po wszystkim dumny oddaje kartkę i po wyjściu z sali natychmiastowo zapomina o tym, jak bardzo lubi swojego wybawcę. Potem z szyderczym uśmiechem pokazuje wszystkim swój indeks. Co to za studia, skoro w ogóle nie trzeba się uczyć!

Znasz to? Oczywiście! Nie raz obiecywałaś sobie, że już nigdy nie dasz się na to namówić. I prawie dałaś radę… do weekendu. Tak się składa, że jesteś szczęśliwą posiadaczką prawa jazdy i samochodu w jednym, a to robi z Ciebie idealnego kompana na wszelkie imprezy. No bo zgadnij, kto tym razem będzie kierowcą?

Mówią że karma wraca. Czy mając to na uwadze zawsze powinnaś się zgadzać na pomoc innym? Według mnie zasada jest dość prosta. Jeśli ktoś prosi o Twoją pomoc w ważnej sprawie, zrób to. Podpowiedz na egzaminie, pomóż w przeprowadzce, a któregoś wieczoru zbierz ekipę, siądź za kółkiem i jedźcie się zabawić. Nie myśl o tym, że to Ty prowadzisz, po prostu zrób to bezinteresownie. Ale nigdy, absolutnie nigdy nie dawaj się wykorzystywać. Nie zgadzaj się na robienie rzeczy, na które nie masz najmniejszej ochoty. Nie zmuszaj się do nich tylko dlatego, że boisz się odmówić. Jeśli ktoś będzie mieć Ci za złe, trudno, nie masz czego żałować. Nie żyj pod dyktando innych, pomagaj tym, którym naprawdę chcesz pomóc.

Wracając do głównego wątku, dlaczego asertywność powinna być przedmiotem obowiązkowym w szkole? Bo w przeciwieństwie do całek i wzorów chemicznych każdy z nas powinien znać swoją wartość i szanować własną pracę. Bez tego ani matematyka, ani przyroda, czy żaden inny przedmiot nie zmienią naszego życia na lepsze.

Inspiracją do napisania tego artykułu stał się vlog PannyJoannyMakeup oraz własne przemyślenia.