Kolejna moda. Pojawiła się tak samo niespodziewanie jak robienie sobie selfie smartfonem i bycie eco. Nagle na wielu blogach i kanałach youtubowych odezwały się zwolenniczki nowego stylu, przekonujące, że to czego im właśnie teraz najbardziej potrzeba do szczęścia to pozbycie się połowy zawartości szafy i zrobienie porządnych czystek w pokoju. Przedmioty nagle zaczęły przytłaczać, a posiadanie piętnastu sztuk ubrań stało się niedoścignionym ideałem. Nagle w świecie konsumpcji i bezmyślnego nabywania zapanowała moda na minimalizm.

Zauważyłam, że szczególnie podatne na takie nowości są kobiety. To właśnie my przodujemy jeśli chodzi o częstotliwość i chęć zmian swoich dotychczasowych przekonań i przyzwyczajeń. Niejednokrotnie w ciągu jednego dnia mamy ochotę zrewolucjonizować całe nasze dotychczasowe życie. Do niedawna w zdecydowanej większości byłyśmy zwolenniczkami tego, by posiadać dużo cieszących oko rzeczy. Uwielbiałyśmy wszelkie błyskotki, torebki, buty, czy lakiery do paznokci. To było takie potrzebne!  Nagle chcemy się pozbyć wszystkiego, co tak starannie gromadziłyśmy przez lata.

Pojawiające się trendy potrafią mocno wpłynąć na nasze postrzeganie świata. Nawet jeśli nie czujemy wewnętrznej potrzeby by pewnych zmian dokonywać, często robimy to pod wpływem opinii otoczenia. A niektóre z tych nieprzemyślanych decyzji mogą być tragiczne w skutkach. Kto pamięta bardzo głośną kilka lat temu i popularną wśród nastolatek ideologie pro-ana? Pro-ana miała za zadanie promować anoreksje, jako świadomy wybór stylu życia. Pojawiły blogi, na których motylki (bo tak nazywały siebie fanki anoreksji) opisywały cudowne doświadczenia, jakie wiążą się z drastyczną utratą wagi. Niemal codziennie wypisywały porady, jak szybko schudnąć, proponowały też jadłospisy, gdzie na cały dzień przypadało zwykle jedno jabłko. Powstał nawet cały dekalog zawierający kilkadziesiąt powodów, dla których warto mieć anoreksje. Przerażający jest fakt jak wiele młodych dziewczyn dało się wciągnąć w nowy, obiecujący akceptacje i uznanie styl życia.

Minimalizmu do pro-any porównywać nie można. Warto jednak zauważyć, w jaki sposób, często całkowicie bezmyślnie podejmujemy decyzje o zmianie swojego trybu życia, mimo, że wcale takiego nie potrzebujemy. Jest to jedynie wynik nagłego zafascynowania i obietnicy, że od tej pory będzie nam lepiej. I choć w prostocie, czy byciu eco nie ma nic złego, to czy warto podejmować się tego za wszelką cenę? Czy warto wyrzucać swoje dotychczasowe życie do kosza dlatego, bo stało się to modne?

Minimalizm w życiu – warto?

Niewątpliwie minimalizm jest trendem wartym uwagi. Jeśli podejdziemy do niego właściwie i poznamy podstawy tej teorii możemy na tym naprawdę dużo zyskać. W minimalizmie nie chodzi bowiem o pozbycie się wszystkiego co posiadamy i przerzucenie się na aztecki styl życia. Ma on poszerzyć naszą świadomość, oduczyć bezmyślnego gromadzenia niepotrzebnych nam rzeczy i przekonać, że zamiast ilości warto stawiać na jakość. W każdej dziedzinie życia. Minimalizm to dobrowolne przyjęcie prostoty i rezygnacja z pogoni za dobrobytem, którego i tak nie jesteśmy w stanie skonsumować, co przecież do tej pory było niejako symbolem naszych czasów.

Zastanów się, czy to, że chcesz zmienić swój dotychczasowy sposób życia jest wynikiem Twoich wewnętrznych potrzeb i pragnień, czy może efektem zafascynowania i wpływu ludzi, których zdanie jest dla Ciebie znaczące. Filozofia minimalizmu nakłania nas do uproszczenia wszystkich dziedzin życia. Nie chodzi tylko i wyłącznie o pozbywanie się przedmiotów i urządzanie pomieszczeń w skromnym, jeśli chodzi o ilość rzeczy stylu. Minimalizm to także rezygnacja z robienia wszystkiego i bycia wszędzie. Rezygnacja z relacji, które nie wnoszą nic pozytywnego. O to głównie w tym chodzi. Jednak jak w każdym przypadku, także i tutaj należy podejść do tego z głową. Jeśli odpowiada Ci to, że lubisz mieć dużo na głowie i działać na wielu polach to nie ma sensu się ograniczać. Przyjmuj tylko to, co faktycznie będzie dla Ciebie dobre.

***

Przyznaje, że sama uległam chęci odgruzowania swojego życia. Nie czuje jednak potrzeby zmian w sferach, gdzie duża ilość mi odpowiada. Chcę pozbyć się zbędnych rzeczy, których od dawna nie używam i zwracać większą uwagę na to, co kupuje. Stawiać na jakość i nabywać tylko to, co rzeczywiście jest mi potrzebne. Natomiast jeśli chodzi o to co robię i co chciałabym przeżyć to nadal uparcie twierdzę, że im więcej tym lepiej 🙂

Odgruzowywanie trwa. Wy także uległyście czarowi minimalizmu? Z potrzeby? A może z mody?