Każdego dnia mamy do wykonania od kilku do kilkunastu zadań. Dużo zależy od wieku, rodzaju pracy, czy też płci. Trzeba zrobić zakupy, ogarnąć mieszkanie, pomóc dziecku w lekcjach, odrobić zadanie domowe, iść do przychodni, kupić prezent, zadzwonić, iść do urzędu, czy naprawić zepsute drzwi od szuflady. Zadania mogą być mniej lub bardziej angażujące, bardzo ambitne, czy też całkowicie przyziemne. Bez względu na to jakie zaplanowałeś na dziś, czy nadchodzący tydzień musisz je wykonać. Jednak sposób w jaki się do tego zabierzesz, może w znacznym stopniu wpływać na jakość wykonania, a także czas jaki poświęcisz na ich realizację. Co zrobić by działać efektywniej?

Od kiedy zainteresowałam się tematyką organizacji czasu zaczęłam tworzyć tak zwane listy „TO DO…”, czyli polegające na wypisaniu rzeczy do zrobienia w konkretnym dniu. Działałam według tego systemu kilka dobrych miesięcy, jednak nie do końca do mnie przemawiał. Czasami lista zadań na następny dzień była bardzo długa, ale pisząc ją wieczorem wydawało mi się, że spokojnie powinnam się z nią uporać. Nazajutrz okazywało się, że wypadło coś nieplanowanego, czemu muszę poświęcić sporo czasu i plany brały w łeb. Pod koniec dnia zostawało sporo niewykreślonych punktów, a ja byłam zła, że jak zawsze pojawiają się problemy wtedy, gdy staram się najlepiej zorganizować. Niewykonane zadania musiały zostać rozpisane na kolejne dni i oczywiście dochodziły do nich nowe punkty. W listopadzie zaczęłam testować listy tygodniowe. Pod koniec jednego zapisywałam zadania na kolejny. I tak na mojej liście można przeczytać, że przez 7 kolejnych dni mam w planach zrobić zadania z angielskiego, iść do fryzjera, napisać 3 posty na bloga, zadzwonić do promotora, zrobić prezentacje i wiele innych mniejszych i większych działań. Zwykle o większości rzeczy wiemy z tygodniowym wyprzedzeniem. Jeśli nie, zawsze możemy je dopisać w ciągu tygodnia i spróbować zrealizować w pozostałe dni. Niektóre zadania są ściśle przypisane do konkretnego dnia, więc dla większej czytelności można napisać na przykład „czwartek-iść do lekarza”. Pozostałe możemy dopasować do czasu jakim w danym momencie dysponujemy.

Kalendarz zawsze chciałam prowadzić, ale jakoś o nim zapominałam. Przekonałam się do niego dopiero w tym roku. W kalendarzu zapisuje tylko i wyłącznie rzeczy, które powinnam zrobić w określonym terminie. Potem zbliżające się plany przepisuje na moje tygodniowe listy. Już teraz w moim kalendarzu są zapisane daty egzaminów, terminy oddania prac, imieniny i urodziny bliskich (żeby nie zapomnieć o zakupie prezentów 🙂 ). Niedługo z pewnością zapełni się o kolejne daty. Cieszy mnie to, że w końcu znalazłam taki kalendarz, który nie tylko jest ładny i bardzo lekki, ale i ma rozpisany cały tydzień na obu sąsiednich stronach. Dzięki temu zaglądając do niego w poniedziałek, nie muszę go kartkować, tylko od razu widzę wszystko to co czeka mnie w rozpoczynającym się tygodniu. Wygodne i praktyczne. Mając świadomość zbliżających się terminów, możemy dopasować inne, nieprzypisane do dat zadania. Tak, by nic ze sobą nie kolidowało. Niebawem początek nowego roku, więc jeśli do tej pory zwlekałeś z kalendarzem to zbliżający się 2014 jest dobrym momentem na zakup 🙂

Zapewne większość z Was ma świadomość, że Internet jest ogromnym pożeraczem czasu. Groźnym dla naszej produktywności jak nikt inny 🙂 W listopadzie postanowiłam, że czas to zmienić. Jak? Możliwie jak najwcześniej zabieram się za to co muszę zrobić. Staram się nie wchodzić na Facebooka, nie sprawdzać poczty i nie przeglądać mnóstwa innych stron do póki nie uporam się ze wszystkim co mam do zrobienia. Jak już wszystko, co potrzebne mi dla czystego sumienia zostaje zrealizowane wtedy ogłaszam sobie czas na odpoczynek! Nie zajmuje się wtedy pracą i innymi rzeczami, które nie pozwalają mi na to by faktycznie wypocząć. Zostawiam ten czas na przyjemności. Jednak zawsze dopasowuje to bardzo indywidualnie. Zdarza się na przykład, że w danym momencie nie mam możliwości zrobienia konkretnych rzeczy i będę mogła zrobić to dopiero późnym popołudniem. Nie mam wtedy wyrzutów sumienia, gdy chwilę spędzę na przeglądaniu ulubionych stron. Jednak zawsze staram się (nawet gdy nie mam jakiś konkretnych obowiązków) „zmuszać się” do zrobienia czegoś przydatnego, czy to sprzątanie, czy to coś na uczelnie. Odpoczynek jest bardzo ważny, ale warto odpoczywać z myślą, że zrobiło się przedtem coś konstruktywnego.

Znacie to przysłowie, że jeśli masz coś zrobić pojutrze, zrób to dzisiaj – będziesz miał dwa dni wolnego? Otóż to! Od dziecka mam nawyk robienia wszystkiego na zaś. Jak w podstawówce miałam tydzień na oddanie wypracowania to najczęściej pisałam go w popołudnie tego dnia, gdy zostało zadane… Podobnie było u mnie z weekendami. Lekcje zawsze starałam się odrobić w piątek po szkole, by sobotę i niedzielę przeznaczyć na milsze rzeczy. I tak mi zostało do dziś. Nienawidzę robić czegoś na ostatnią chwilę. Zwykle robię wszystko pierwsza. Lubię mieć czas na poprawki, na dopracowanie czegoś. Nie lubię się stresować, że za dwa dni ważny termin, a ja jeszcze nic nie mam. I wcale nie chodzi o to, żeby potem te „dwa dni” odpoczywać. Ja zamiast odpoczynku wolę mieć po prostu czyste sumienie.

Opisane wyżej sposoby sprawiają, że faktycznie działam dużo efektywniej. Moim zdaniem rozplanowanie wszystkiego, świadomość konkretnych terminów, zmobilizowanie się do poświęcenia każdego dnia określonej ilości czasu, a także nie zostawianie niczego na ostatnią chwilę to klucz do sukcesu. Nie są to odkrywcze rady, ale najlepsze jakimi mogę się podzielić.

A Wy macie jakieś sprawdzone sposoby na lepszą efektywność?