Zdaję sobie sprawę, że treści na temat odwlekania i realizacji celów powstało wiele. Na tyle dużo, że można w nich przebierać i dopasowywać do własnych potrzeb. Czy rady zawarte w tych tekstach są pomocne? Niektóre na pewno. Mimo wszystko chciałam dziś przedstawić własny punkt widzenia na tę sprawę i odnieść się do rzeczy, które sama sprawdziłam i które faktycznie mi pomogły. Nie wiem czy pomogą Tobie, ale do stracenia nie masz nic, oprócz czasu spędzanego na tym, co nie trzeba 🙂
Prokrastynacja, czyli fachowa nazwa odwlekania stała się ostatnio strasznie modnym tematem, szczególnie w blogowym światku rozwoju osobistego. Każdy z rozwojowych guru posiada swoje„10 sposobów na…” i inne złote rady, którymi chętnie się dzieli. I nie ma w tym nic złego gdyby nie to, że są one często powielane, wyczytane gdzieś raz, uznane za niepodważalną prawdę i rozpowszechniane dalej. W wielu przypadkach bez sprawdzenia, choćby na sobie, czy to naprawdę działa. Ot temat jest na czasie, to trzeba go poruszyć. Ja postanowiłam zająć się tym wątkiem po tym jak zostało to zaproponowane na pewnym forum na którym się udzielam. Wiem, że skoro tu trafiłeś, to zapewne spodziewasz się złotych rad, które pomogą Ci przestać odwlekać. Niestety, nie napiszę tu nic, co sprawi, że szczęka opadnie Ci w dół na dobre 30 sekund, ale za to wiem, że te sposoby naprawdę działają.
Teraz tak myślę, że zamiast tego wpisu mogłabym dodać duży napis „ Jak chcesz przestać odwlekać to po prostu weź się do roboty”. Ale nie ma tak łatwo 🙂 Zacznijmy od końca. Ostatnio w szale wzmożonej produktywności, stawiania samorealizacji na piedestale i świata, który wymaga od nas rosnącej aktywności, zaniżanie swojego potencjału stało się niedopuszczalne. Bo jak można leżeć cały dzień, jeść chipsy i oglądać kolejne odcinki Lekarzy, czy Na Wspólnej, kiedy świat czeka? A no można i według mnie nie ma co popadać w paranoje. Każdy zdrowy człowiek raz na jakiś czas ma dzień, kiedy nie chce mu się nawet iść do kuchni żeby zrobić sobie herbatę. I to jest normalne. Problem zaczyna się wtedy, gdy tych dni masz więcej niż tych, kiedy faktycznie działasz. Dziś na jednej ze stron znalazłam stwierdzenie, że prokrastynacja jest uważana przez psychologów za zaburzenie psychiczne. Nie wiem jak wy, ale ja wcale nie uważam się za zaburzoną, tylko dlatego, że nie chcę mi się pisać pracy magisterskiej. I może warto tu głośno powiedzieć: NIE JESTEŚCIE ZABURZENI. Tylko macie lenia. A z leniem da się wygrać.
Jak sobie radzić z prokrastynacją?
1. Zapisuj co masz zrobić i wykreślaj to, co już załatwione – naprawdę to bardzo pomaga, kiedy każdego dnia rozpiszemy sobie na kartce wszystko, co chcemy zrobić nazajutrz: iść na pocztę, skończyć rozdział pracy, przeczytać notatki, nauczyć się na kółko z chemii i tak dalej. Jeśli uda Ci się coś zrobić, to od razu wykreśl tę pozycję. Jak zobaczysz ile dziś zrobiłeś i jak mało Ci zostało do końca, poczujesz większą motywację żeby odhaczyć wszystkie punkty z listy. Co warto zapamiętać: na początek nie bierz sobie zbyt dużo na głowę, bo na starcie zawsze lepiej odnieść drobny sukces, niż ponieść porażkę 🙂 Kolejna rzecz, pamiętaj o nagradzaniu się. Jeśli uda Ci się wykreślić wszystkie zadania z listy to nie wykupuj od razu wycieczki do Maroka, obejrzyj odcinek ulubionego serialu na który nigdy nie masz czasu, idź na pizze ze znajomymi, kup sobie jakiś drobiazg. Pamiętaj, że najlepiej nagradzać się wtedy, gdy wykreślone zostaną WSZYSTKIE zadania z listy.
2. Zaczynaj dzień od najtrudniejszej, najbardziej znienawidzonej rzeczy – oczywiście pod warunkiem, że masz taką możliwość. Masz zrobić zadanie? Zrób go zaraz po szkole. Masz poprasować? Włącz żelazko zanim przejdziesz do wykonywania reszty spraw. Jak ta najgorsza rzecz zniknie Ci już z oczu, to łatwiej będzie Ci się zabrać za te, łatwiejsze i bardziej przyjemne.
3. Po prostu weź się do roboty – niestety, nie ma złotej recepty. Nie powiem Ci, że jak przeczekasz to samo się zrobi, że jutro bardziej Ci się zachce, że wystarczy pstryknąć palcami i staniesz się mistrzem produktywności. Nigdy nim nie będziesz, jeśli po prostu nie ruszysz się z fotela i nie zaczniesz działać. I jeszcze jedno, to Tobie ma zależeć na tym, byś zrobił wszystko to, co powinieneś. Nikt nie będzie za Ciebie nigdzie tłumaczył, że nie miałeś ochoty. Uwierz, że wykładowcę, czy pracodawcę niewiele to nie obchodzi. To Twoje obowiązki i Ty masz je wykonać. Nie szukaj więc cudownej rady, bo jej nie ma. Choćbyś zastosował 50 technik, a dalej będziesz się ociągać to możesz mi wierzyć, daleko nie zajdziesz.
Jako motywację na koniec mogę Ci coś podpowiedzieć. Popatrz na życie ludzi sukcesu. Myślisz, że oni marnowali czas na obijanie się po kątach i tłumaczenie sobie, że im się nie chce? Ja myślę, że nie. I dlatego właśnie zaszli tam, gdzie są obecnie. Jeśli chcesz znaleźć się w podobnym miejscu, musisz robić to, co oni.