Kilka tygodni temu postanowiłam wrócić do regularnego czytania książek. Jako dziecko, a później jako nastolatka wręcz nie rozstawałam się z ulubionymi pozycjami i ciągle sięgałam po nowe tytuły. Niestety wraz z pójściem na studia czytanie interesujących mnie książek trochę poszło w odstawkę. Nie to, że nie czytałam w ogóle, wręcz przeciwnie. Tekstów zadanych przez uczelnię było tyle, że nie miałam już czasu na to, by poszukać czegoś w moim guście. W efekcie przez kilka ostatnich lat mocno zaniedbałam swój ulubiony nawyk. Na szczęście zdecydowałam się do tego wrócić i każdego dnia poświęcać na czytanie przynajmniej pół godziny. Przy okazji postanowiłam opowiedzieć Wam co robię, że każdą książkę, szkolenie, czy kurs wyciskam jak cytrynę i jak to się dzieję, że faktycznie widzę rezultaty ciągłego zdobywania nowej wiedzy.
Zaliczasz na ilość?
Pamiętam, że zanim założyłam własny biznes przeczytałam niezliczone ilości artykułów i książek na temat prowadzenia firmy. Ekscytowałam się nimi niesamowicie i każdą z tych treści pochłaniałam jak gąbka. Ale tylko pozornie. Sięgając po kolejną książkę tak naprawdę nie pamiętałam co było w pierwszej. Wydaję mi się, że trochę zaliczałam je na ilość, bo miałam wrażenie, że im więcej ich przeczytam, tym lepiej się przygotuję. Prawda jest jest taka, że tylko marnowałam czas. Po dłuższym czasie i kolejnej przeczytanej pozycji stwierdziłam, że tak dalej być nie może i nie po to kupuję te cholerne książki, żeby tylko czytać i odkładać na półkę. Od tego momentu minęło sporo czasu i wiele się w tej kwestii zmieniło. Teraz podchodzę do sprawy zupełnie inaczej!
Samo czytanie nic nie daje
Moją podstawową zasadą w przypadku książek rozwojowo-biznesowych stało się to, że nie czytam ich dla samego czytania. To nie przygodówki, biografie, czy 50 twarzy Greya 😉 Tak samo jest ze szkoleniami, webinarami, czy kursami, nie biorę w nich udziału dla rozrywki, chociaż owszem, bardzo lubię to robić. Moim głównym celem jest to, żeby wynieść z udziału w nich jakąś konkretną wiedzę. Wiecie jednak jak to jest. Czasem słyszymy jakąś fajną wskazówkę, mówimy sobie „O, to jest świetne!”, po czym za trzy dni zapominamy, co to w ogóle było. Teraz już wiem, że jest to po prostu marnowanie wartościowych treści i w takim przypadku trudno się dziwić, że pomimo stosu materiałów na dany temat nasza wiedza właściwie pozostaje na tym samym poziomie. Metodą prób i błędów znalazłam jednak sprawdzony sposób na to, by każdą z ważnych dla mnie pozycji wycisnąć do ostatniej kropli.
Co robię, by czytanie i szkolenie się przynosiło mi maksymalne efekty?
Punktem wyjścia jest to, że nauczyłam się notować podczas czytania i robię to zawsze kiedy jest to możliwe (ewentualnie zapisuję w telefonie numer strony, do której muszę wrócić po powrocie do domu). Wypisuję wszystkie ważne myśli i działania, dotyczące mojego życia, biznesu, zdrowia, czy rozwoju, które chciałabym zrealizować. Potem wszelkie zapiski z przemyśleniami przenoszę do specjalnego notesu, a spośród działań wybieram jedno, które może pomóc mi na przykład w lepszym funkcjonowaniu mojej firmy. Co więcej, nie tylko je wybieram, ale niemal od razu zaczynam wdrażać w życie! Identycznie robię ze wszelkimi kursami, webinarami, szkoleniami, podcastami itp. O podobnym podejściu czytałam też w „Kobiecie niezależnej” Kamili Rowińskiej i rzeczywiście mogę go z czystym sumieniem polecić.
Powiem Wam szczerze, że już dawno przestało mnie bawić zdobywanie wiedzy dla samego jej zdobywania. Nie mam na to czasu i nie widzę sensu w poświęcaniu kilku, czy kilkunastu godzin na coś, czego i tak nie wykorzystam. Musicie wiedzieć, że nigdy nie będzie tak, że z danej książki czy szkolenia wyniesiecie maksimum wiedzy. Od 50-80% informacji prawdopodobnie znalazłyście już wcześniej, w innych materiałach, a część z nich na dany moment w ogóle nie będzie Wam potrzebna. Ważne jest jednak to by z tych 30-50% wycisnąć maksymalnie dużo. Samo wysłuchanie, czy przeczytanie jakiejś treści nic nie zmieni w Waszym życiu. Wypisanie własnych spostrzeżeń, czy wskazówek też nie da Wam zbyt dużych efektów. Jeśli chcecie mieć pewność, że Wasz czas i pieniądze nie zostały zmarnowane, to musicie wdrożyć wskazówki, które w danym czasie uznacie za najbardziej istotne. Jeśli już wdrożycie jedną z nich, weźcie się za kolejną i tak konsekwentnie wprowadźcie nową wiedzę w życie.
Z kwiatka na kwiatek
Dodatkową radą jaką mogę Wam dać, to bycie dość konsekwentnym. Sama staram się nie skakać zbytnio z tematu na temat. Jeśli w danym okresie dochodzę do wniosku, że chciałabym lepiej nauczyć się sprzedaży, to zbieram różne materiały na ten temat i na spokojnie je sobie przerabiam. Nie dotyczy to tylko biznesu, ale każdej innej dziedziny życia, którą chcę w jakiś sposób poprawić. Obecnie mam zajawkę na temat pomnażania zysków i wolności finansowej i powoli zakupuję książki, które wiele osób mi polecało. Kilka dni temu zamówiłam „Zasługujesz na sukces”, potem mam zamiar sięgnąć po osławiony już „4-godzinny tydzień pracy”. Taki system zdecydowanie się u mnie sprawdza i mogę go Wam polecić.
Jestem ciekawa jak Wy podchodzicie do wszelkich książek, szkoleń i kursów? Nałogowo czytacie i zdobywacie nową wiedzę, czy raczej wdrażacie konkretne wskazówki i dopiero potem sięgacie po kolejne pozycje?