Wiecie, co jest równie przyjemne, jak spełnianie marzeń? Wymyślanie nowych! Dziś po raz kolejny otworzyłam swoją Listę Marzeń. Pod wpływem chwili i kilku filmików obejrzanych na youtube dopisałam dwie kolejne pozycje. A potem zaczęłam zastanawiać się nad ich sensem.
Mam wrażenie, że w naszych realiach marzenia to dość wstydliwa sprawa. A jak wiadomo o wstydliwych przypadłościach nie warto mówić. O ile jeszcze można wspomnieć o takich priorytetach, jak posiadanie ładnego domu z ogrodem, gromadce dzieci i po uszy zakochanym mężu, o tyle nie wypada poruszać tematu bardziej zuchwałych pragnień. Przecież to wstyd mówić o tym, co z dużym prawdopodobieństwem może nie doczekać się realizacji. No bo bądźmy ze sobą szczere. Porządne oszczędności załatwią sprawę domu nie tylko z ogrodem, ale i własnym basenem i stajnią dla koni. Przy odrobinie szczęścia znajdziesz też wybranka serca i może nie będzie on przypominał Brada Pitta, ale umówmy się – tego nie było na liście. Co do tych słodkich dzieciaków, no cóż, najczęściej małżeństwo kończy się takim przywilejem, a i tu nie warto zbyt wiele wymagać, gdyby wszystkie dzieci były grzeczne i słodkie to Super Niania zostałaby bez pracy. Tak więc mając w życiu minimalnego farta jesteś w stanie zrealizować je wszystkie! I nawet nie musisz się przy tym natrudzić (pomijam kwestie gotowania dla męża, chyba, że jest on na tyle wyrozumiały, że zostanie na zawsze mimo braku obiadów)! No dobrze, to gdzie te Twoje marzenia?
Myśląc o swoich pragnieniach ludzie tworzą sobie własne ograniczenia. Podświadomie może i kusi ich podbicie świata, ale na co dzień skupiają się głównie na tych, które mają szansę się spełnić. Nie stawiają sobie wysokiej poprzeczki, nie snują abstrakcyjnych wizji, bo w razie niepowodzenia zostaną ze świadomością niezrealizowanych pragnień. Wygodniej więc i bezpieczniej skupić się na tym, co można osiągnąć. I co osiąga większość ludzi. Co więcej, dla wielu marzenia przestają być indywidualne. Ludzie bez większej refleksji powtarzają po sobie różne zachcianki i przypisują sobie rządność ich posiadania. Kiedy ktoś w towarzystwie opowiada, że chciałby skoczyć ze spadochronem, to większość jego towarzyszy przytakuje i powtarza: „To też moje marzenie!”. Nawet jeśli przynajmniej połowa z nich ma nieprzeciętny lęk wysokości i bez przymusu nie zdecydowaliby się nawet na lot samolotem.
Z drugiej strony niewielu ludzi publicznie mówi o swoich pragnieniach. I w dużej mierze wynika to zapewne z naszej mentalności, gdzie o wiele bardziej jesteśmy przyzwyczajeni do narzekań niż do słuchania o cudzych fantazjach. Przyznawanie się do marzeń jest wstydliwe z dwóch powodów. Po pierwsze powoduje u ludzi wrażenie, że jesteśmy zbyt zuchwali i wymagamy od życia rzeczy, których nikt „normalny” nie osiąga. Po drugie daje podstawę do kpin w momencie niepowodzeń i powtarzanego na około „a nie mówiłem?”. Rzadko więc ktokolwiek zaczyna temat tego, co chciałby zrealizować we własnym życiu, co osiągnąć, co stworzyć. Przemilczane nie wymagają przyznania się do porażki. Jednak, czy aby sami nie robimy sobie tym krzywdy?
Głośne mówienie o swoich marzeniach ma naprawdę dużą moc. Dzieje się tak z kilku powodów. Zawsze wśród słuchaczy może znaleźć się ktoś, kto od dawna ma podobne pragnienia do Twoich. Wspólna mobilizacja może znacznie przyspieszyć ich realizację. Poza tym mamy różne możliwości. Jeśli marzysz o zrobieniu kursu na pilota, to być może w Twoim towarzystwie jest ktoś, kto może Ci w tym pomóc. Albo jeżeli bezskutecznie wysyłasz swe artykuły do rozmaitych magazynów może okazać się, że siostra mamy koleżanki, czy inna członkini jej grona rodzinnego jest akurat redaktorką Twojego ulubionego pisma. Takie rzeczy się zdarzają, ale nie dowiesz się o nich ukrywając przed światem swoje marzenia. A może realizacja Twojej zachcianki po prostu sprawi komuś radość i razem będziecie mogli mieć przy tym fantastyczną zabawę i niesamowite wspomnienia? Tak, tak również może się zdarzyć 🙂 Dodatkową zaletą jest to, że im częściej oswajamy się z tym, czego chcemy dokonać, tym bardziej wydaje nam się do realne i możliwe do osiągnięcia.
Kiedyś na moim blogu była dostępna moja osobista Lista Marzeń. Oczywiście zachowałam trochę dla siebie, ale wspomniałam Wam o blisko 60 pozycjach. Punkty były różne, od zwyczajnych i bardzo codziennych, jak obrona pracy magisterskiej (to już spełnione!), aż po wycieczkę na Florydę, czy stworzenie własnego magazynu. Można tam było znaleźć wiele pozycji, które wymagają mnóstwa pracy, niemałych zasobów finansowych i szczęścia. Patrząc na swoją listę zdaje sobie sprawę, że kilka z nich brzmi dość górnolotnie i ich wykonanie, choć możliwe, to na dzień dzisiejszy jest mało prawdopodobne. Nie zapominam jednak, że to co mam na swojej liście to MARZENIA. Są zamiarem, celem, ale i rzeczami, dzięki którym codzienność jest staje się kolorowa i nabiera sensu. Nawet jeśli spełnię tylko 50% punktów z listy to i tak uważać będę to za duże osiągnięcie. Najbardziej dlatego, że są moje. I są odważne.
Sprawdziłam, od 1 stycznia tego roku do dnia dzisiejszego udało mi się wykreślić 6 pozycji. I jestem z tego naprawdę zadowolona! W ostatnim wpisie wspominałam o jednym ze zrealizowanych marzeń. I choć ten punkt wydawał się być trudny do realizacji, to jednak udało się go odhaczyć! Uważam, że każdy człowiek powinien stworzyć sobie własną listę. I wypisać tam nawet najbardziej górnolotne pragnienia. A potem podzielić się nią z ludźmi bez zważania na ich reakcje. Niedojrzale potraktują je tylko Ci, którzy sami nie mieli by co umieścić na własnym spisie.
Chcę poznać Twoje marzenia! Podziel się w komentarzu jednym z nich. Będzie to pierwszy krok do tego, by zacząć się nimi dzielić. I pamiętaj, nawet jeżeli jest to lot w Kosmos to nie jest to powód do wstydu. Wręcz przeciwnie, zazdroszczę Ci odwagi 🙂